Recenzja filmu

Miś Yogi (2010)
Eric Brevig
Jarosław Boberek
Dan Aykroyd
Justin Timberlake

Sezon na misia

Miś wciąż jest w formie, choć za jego wygląd nie odpowiadają już panowie z ołówkami, lecz nowoczesne komputery. Yogi nadal ma więcej tkanki tłuszczowej niż rozumu, a jego apetyt nie zna słowa
Miś Yogi to fajny miś. Nosi zielony kapelusik pod kolor krawata przypiętego do białego kołnierzyka i marzy o zjedzeniu wszystkich specjałów, jakie mogą mu zaoferować kosze piknikowe  turystów. Yogi uważa, że jest mądrzejszy od przeciętnego niedźwiadka, dlatego całe dnie spędza na obmyślaniu planów kradzieży jedzenia. Pomaga mu w tym jego najlepszy przyjaciel Boo-Boo, który pomimo mikrej postury ma wielkie serce i dużo zdrowego rozsądku. Futrzane duo prześladuje strażnik Smith – obrońca prawa i drzew iglastych w parku Jellystone.

Po trwającej pół wieku karierze w telewizji Yogi dostał wreszcie szansę przebicia się na duży ekran. I wiecie co? Miś wciąż jest w formie, choć za jego wygląd nie odpowiadają już panowie z ołówkami, lecz nowoczesne komputery. Yogi nadal ma więcej tkanki tłuszczowej niż rozumu, a jego apetyt nie zna słowa "dość". Twórcy filmu nie każą mu się odchudzać ani przechodzić wielkiej wewnętrznej przemiany. Choćby dlatego kinowy "Miś Yogi" jest produkcją co najmniej o klasę lepszą od pełnometrażowych "Garfieldów", w których tytułowy bohater z leniwego i cynicznego kociska stał się oświeconym ględą.

A co Yogi robi w filmie prócz drałowania przez las ze zwędzonymi frykasami? Po pierwsze, ratuje Jellystone przed zakusami burmistrza, który zdefraudował publiczne pieniądze, a teraz chce wyciąć wszystkie drzewa w parku. Po drugie, wynajduje Smithowi dziewczynę – poczciwą reżyserkę kręcącą dokument przyrodniczy o życiu niedźwiedzi. W wolnych chwilach Yogi jeździ na nartach wodnych, kręci owłosionym tyłkiem w rytm muzyki i obrywa owocowym plackiem. Opisane gagi nie należą do najbardziej wyrafinowanych (misio nie znalazłby chyba wspólnego języka z Kabaretem Starszych Panów), ale najmłodszej widowni z pewnością się spodobają. Jest w nich niewymuszony luz i nastrój wakacyjnej przygody. W dodatku podkręcające zabawę trójwymiarowe efekty stoją na wysokim poziomie i widać je nie tylko podczas prezentacji loga wytwórni. Starsza publiczność powinna uśmiechnąć się, oglądając propagandową reklamówkę burmistrza. Tego klipu nie powstydziłyby się nawet nasze partie polityczne.

Do filmu dołączono kolejną krótkometrażową animację z serii "Zwariowane melodie". Struś Pędziwiatr znów musi uciekać przed Kojotem, zaopatrzonym w elektryczną hulajnogę. Pościg nie może się, oczywiście, obejść bez nabitych guzów, zlatujących z nieba ciężarów i bolesnych upadków. Całkiem smaczna przystawka przed daniem głównym, czyli niedźwiedziem w komediowym sosie własnym.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones